Spółki energetyczne zyskują na giełdzie
Jak zauważył minister Jaworowski, niektóre spółki niemal podwoiły swoją wartość, na przykład Tauron, którego akcje wzrosły aż o 95,6 proc. Wzrosty zanotowały także inne firmy energetyczne jak Enea (+44,4 proc. w ciągu ostatnich 12 miesięcy) oraz Polska Grupa Energetyczna (+29,4 proc.). Szczególną uwagę przyciąga Tauron, który w ostatnich dniach informował, że jego notowania osiągnęły rekordowy poziom w historii. W ciągu ostatnich pięciu lat akcje spółki wzrosły aż o 524 proc., obecnie za jedną trzeba zapłacić ok. 7 złotych.
Michał Sztabler, analityk giełdowy z domu maklerskiego Noble Securities, mówi w rozmowie z GazetaPrawna.pl, że wzrost wartości akcji takich spółek jak Tauron nie jest przypadkowy. Tłumaczy on, że obecnie w segmencie dystrybucji energii spółki są wynagradzane poprzez tzw. zwrot z aktywów – jest to zysk liczony od wartości wybudowanej sieci elektroenergetycznej. Dotychczas było to mocno powiązane z wartością 10-letnich obligacji, gdzie stopy procentowe wynosiły 5-7 proc. - Jednak decyzją Urzędu Regulacji Energetyki, który chce pobudzić inwestycje w sieci dystrybucyjne pod kątem przyłączania nowych mocy OZE, dodał do tego premię za reinwestycje, by dodatkowo zmotywować spółki energetyczne do przyspieszenia prac. Dzięki temu stopa zwrotu wzrosła wyraźnie powyżej 10 proc.Ponieważ wartość aktywów, od których wyliczany jest procent, to ok. 20 mld zł w zależności od spółki, a Tauron ma największą sieć dystrybucyjną w Polsce, sam zysk operacyjny na tym biznesie wyniesie 2-3 mld złotych. To duży zastrzyk pieniędzy, za który oczywiście płacimy my wszyscy, ale ten czynnik ma na celu właśnie pobudzić inwestycje w sieci – wyjaśnia Sztabler.
Korzystne okoliczności i komunikacja
Do tego dochodzi kwestia taryf na sprzedaż energii elektrycznej. W zeszłym roku spółki energetyczne porozumiały się z URE, że taryfy przyjęte od lipca 2024 r., będą obowiązywać do końca 2025 r. Ostatecznie skończyło się na tym, że taryfy będą obowiązywać do końca III kw., ale generalnie chodziło o to, że spółki pogodziły się z tym, że będą miały słabsze wyniki pod koniec 2024 r., żeby móc odbić już od stycznia br.
Zdaniem Michała Sztablera, jedną z przyczyn wysokich notowań polskich spółek energetycznych jest to, że w ostatnim czasie dobrze komunikują się one z rynkiem. - Zarządy organizują wiele spotkań z inwestorami, na których jasno informują, co zamierzają robić. W oczy rzuca się sprawczość, wyższa niż w przypadku poprzednich zarządów. Analitycy rynkowi, słuchając przez wiele lat sprawozdań zarządów spółek z udziałem Skarbu Państwa, mieli wrażenie, że decydujące zdanie i tak mają politycy. Konferencje były słabe merytorycznie, dochodziło czasem do tego, że musieliśmy wysyłać pytania do zarządów na kilka dni przed konferencją wynikową, zanim poznawaliśmy właściwe wyniki. Widać więc, że obecne zarządy, w przeciwieństwie do poprzednich, rzeczywiście „czują” rynek. Inwestorzy prywatni i zagraniczni niechętnie inwestowali w koncerny takie jak Tauron, Enea czy Polska Grupa Energetyczna. Wynikało to nie tylko z faktu, że miały one w swoim portfelu wytwórczym wiele mocy węglowych, ale także z tego, że było to obarczone wysokim ryzykiem i niepewnością – ocenia ekspert.
Nowe trendy i ryzyka
Jednak nowym trendem jest rozwój sztucznej inteligencji (AI), który zdaniem Michała Sztablera potęguje zainteresowanie rynku koncernami energetycznymi. - Ten nowo powstający sektor gospodarki będzie generował gigantyczne zapotrzebowanie na energię. W Stanach Zjednoczonych dochodzi do tego, że duże firmy z branży IT już teraz szukają akwizycji elektrowni – najlepiej jądrowych, bo dają one stabilne dostawy czystej energii. OZE w tym przypadku nie wystarczą, tu potrzebne są stałe, całodobowe dostawy mocy, każdego dnia w roku, niezależnie od pogody. O ile w Polsce jest mało prawdopodobne, by rząd sprzedał udziały w elektrowni jądrowej na Pomorzu (kiedy już powstanie), ale w dalszym ciągu trend zza oceanu sprawia, że firmy energetyczne obecnie są na fali – ocenia analityk.
Zastrzega on jednocześnie, że inwestorzy w dalszym ciągu dostrzegają ryzyko zbytniej ingerencji polityków w działania spółek. - Tąpnięcie wywołane przemówieniem premiera Tuska w zeszłym miesiącu zostało mimo wszystko zrównoważone szerszymi trendami na rynku. Kilka dni po słowach Tuska o prymacie bezpieczeństwa nad zyskiem odbyły się konferencje zarządów spółek i nie było im łatwo tłumaczyć tę sytuację. Gdyby nie ten makrotrend, przy takim podejściu rządu, nasze spółki prawdopodobnie znalazłyby się na równi pochyłej. Musimy jednak pamiętać, że przy takiej skali inwestycji w energetyce, spółki po prostu muszą zarabiać. Zapowiadana repolonizacja też ma sens – byliśmy w Europie jednym z niewielu krajów, który przy przetargach nie faworyzował lokalnych oferentów – mówi Michał Sztabler w rozmowie z GazetaPrawna.pl.